Samstag, 26. November 2016

Rozdział 4

Oczami Garetta:

Przez parę minut patrzyłem się na drzwi mojego pokoju za którymi zniknął Ethan. Nerowowo zaciskałem dłonie w pięści i starałem się odegnać złe myśli. Byłem na siebie wściekły za to że dałem się oszukać bratu i pokazałem mu swoją słabość. Z pewnością niedługo informacja o "rannym mazgaju" rozniesie się po całym oddziale, przez co stanę się gwiadzą wieczoru na dzisiejszej kolacji. Może nawet będą mnie męczyć przez cały tydzień.

-Szlag by to..-mrunkąłem pod nosem i skierowałem spojrzenie w stronę okna. Na zewnatrz szalała wichura, a krople deszczu uderzały w ziemię niczym pociski z Deagle'a.

-Pogoda adekwatna do mojego nastroju..-zachichotałem ironicznie pod nosem, a potem zakryłem twarz dłońmi.

Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć.

W głowie miałem istną apokalipsę. Najpierw zaskoczyła mnie śmierć rodziców, potem kłótnia z bratem, dodatkowo doszły do tego potyczki z "kolegami" i ta nieszczęsna ręka. Nie miałem zamiaru płakać, zresztą nigdy sobie na to nie pozwalałem, ale zacząłem się poważnie zastanawiać nad opuszczeniem stanowiska i ucieczką w jakieś odludne miejsce. Wcześniej rzadko nachodziła mnie ochota na życie w odosobnieniu, niestety dzisiaj myśli o wyjechaniu natarły na mnie ze zdwojoną siłą. Bo przecież .....czy tak nie byłoby łatwiej? Zero odpowiedzialności za czyjeś zdrowie i zamaratwiania się, żadnych problemów.... po prostu sielskie życie.

-Przestań...-warknąłem żeby rozproszyć głupie rozważania.

-Zacznasz gadać jak potłuczony i dodatkowo rozmawiasz sam ze sobą.-klepnałem się reką w czoło.

-Samotne życie zrobiłoby z ciebie jeszcze gorszego wariata. Gadałbyś do kamyków, albo grał z drzewami w brydża. Ziewnąłem przeciągle po czym stwierdziłem, że długi prysznic dobrze by mi zrobił. Zdjąłem koszulkę i bluzę żeby móc zobaczyc rękę. Była sina w miejcu uderzenia i od czasu treningu jeszcze bardziej spuchła. Kiedy lekko ją wygiąłem od razu przezedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jak na złość medycy w bazie musieli pojechać do południowego skrzydła żeby leczyć jakąś chorobę wrzodową, która się tam rozprzestrzeniła.

Mogłem liczyć tylko na lód z zamrażalki zeskrobany z jej ścianek. Po prostu cudownie. Ruszyłem w stronę kabiny i nie minęła minuta, a już delektowałem się ciepłem wody słpywającej po moim karku. Tego mi było trzeba.

-Gareth?-usłyszałem czyjś głos dochodzący z głównego pokoju. Mało brakowało a dostałbym zawału bo nikogo się nie spodziewałem, naszczęście w porę zdołałem opanować emocje. Przecież musiałem szybko schować rękę, żeby jeszce bardziej sie nie pogrążyć. Szybko nałożyłem dresowe spodnie i przykryłem rękę ręcznikiem. Tylko tyle rzeczy znalazłem w łazience.

-To ja, Riley. Przyszedłem z Tobą porozmawiać. Gdzie jesteś?

-W łazience. Już wychodzę -odparłem, po czym wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem klamkę. -Przepraszam, chyba przeszkodziłem ci w kąpieli.

-Nic się nie stało i tak miałem kończyć.-skłamałem.

-Niepokoji mnie twoje ostatnie zachowanie. Dlatego tutaj przyszedłem. Dzisiaj nawet nie było cię na śniadaniu. Bardzo schudłeś. Czy coś sie dzieje?

Nerwowo przełknąłem ślinę, ale roześmiałem się sztucznie żeby nie wzbudzić podejżeń.

-Nie, spokojnie. Mówiłem panu, że mam czasami takie dni kiedy czuję się gorzej. Musiałem zjeść coś nieodpowiedniego na wczorajszej kolacji. Mój żołądek jest strasznie wrażliwy.-kolejne kłamstwo.

-Na pewno?-Riley zmrużył oczy.-Nic ci nie leży na sercu?-jego wzrok powędrował na moją rękę okrytą ręcznikiem.

-Wiadomo że trochę przeżywam odejście rodziców, ale proszę się o mnie nie martwić.-powiedziałem żeby odwrócić jego uwagę. Gdyby dowiedział się o moim wypadku zdzieliłby mnie po głowie swoim kijem.

-To wszystko?

-Tak. Naprawdę myśli pan że mam problemy emocjonalne?-spytałem żartobliwie żeby go zmieszać.

-Nie.....-udało mi się dopiąć swego-Po prostu jesteś jedną z najważniejszych osób na ziemi.. ratujesz ludzi....... Jeżeli masz kłopoty też zasługujesz na pomoc.-nerwowo odwrócił głowę w stronę drzwi.

-Dobrze, już cię nie niepokoję. Jak będziesz miał jakikolwiek problem wal śmiało. Wiesz gdzie mnie znaleść.

-Tak, dziękuję.-odparłem wypuszczając powietrze z ulgą. Nareszcie będę mógł przestać udawać.

***

Kiedy Riley zniknął za drzwiami zżuciłem ręcznik z ręki, która powoli zaczęła mi drętwieć. Delikatnie nałożyłem granatowy sweter, żeby nie nadwyrężyć bolącej kończyny. Nastepnie wytarłem włosy i przemyłem twarz. Nie minęła minuta jak zakluczyłem drzwi i szybko ruszyłem w stronę stołówki. Byłem bardzo głodny, dlatego miałem ochotę objeść się do upadłego. Już z korytarza dotarły do mnie nieziemskie zapachy.

-Buurrr.-odezwał się mój brzuch. Na szczęście nie było długiej kolejki, dlatego spokojnie mogłem wybierać dania i kłaść je sobie na tacę. Nałożyłem tak dużo jedzenia, że mało brakowało, a wysypałbym je na podłogę. Finalnie udało mi się dojść do stolika na końcu sali bez szwanku. Na początku zacząłem od opychania się pysznym kurczakiem i brokułami. Pochłonąłem je w dwie minuty. Potem miałem zamiar zjeść fasolkę z warzywami, jednak poczułem na sobie czyjś wzrok. Odwróciłem się nieśpiesznie do tyłu gdzie zobaczyłem mojego brata, patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem i nawet nie próbował tego ukryć...



Garett
Ethan
 

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen